Trzepiący gówno

Dziś pomyślałem sobie o „trzepiącym gówno” Tak właśnie, proszę o chwilę cierpliwości, bym wytłumaczył to przedziwne słów znaczenie.

Jak wiecie, drogą kupna nabyłem ostatnio auto dobrej klasy, rzekłbym klasy S. Daje mi to każdego dnia wiele satysfakcji, lecz też przysparza mi zmartwień, bo jakże inaczej. Moją pierwszą ważną zasadą związaną z nowym autem jest: aby parkować, jak najdalej od wydawałoby się, mądrych użytkowników dróg. Bo to jest tak, że gdy jedziemy autostradą, drogą miejską, wiejską lub zagubioną gdzieś na nieskończonych terenach tego wielkiego, pięknego kraju to wydaje nam się, że wszyscy jesteśmy równi, potrafimy prowadzić samochód, nie zagrażać innym współużytkownikom dróg, ale tak nam się tylko wydaje, niestety. Są tacy, którzy wierzą, że posiedli dar, jakim jest według nich, najlepszy sposób prowadzenia auta, a każdy inny jest od nich gorszy. Czują się czasem wybrani.

Więc tego dnia zaparkowałem na miejscu, dość daleko od wejścia do sklepu, jak się później okazało niezbyt, gdzie obok mnie nie było nikogo. Zadowolony wyłączyłem silnik i w tym momencie zadzwonił telefon, który odebrałem ze względu na osobę i mój szacunek do niej. W tym samym momencie obok mnie, po prawej stronie, zaparkował właśnie taki „wybrany”. Wiedział, że umie najlepiej parkować, najlepiej rozmawiać przez telefon, najlepiej otwierać drzwi, którymi… zgrabnie i niespodziewanie rąbnął moje auto. W tym miejscu krzyknąłem niecenzuralne słowo, spojrzałem na gościa i dźwięk ugrzązł mi w gardle. Jest tylko jeden rodzaj redneck’a, którego lubię i szanuje to Daryl z serialu The Walking Dead, ale ten? W tej samej sekundzie pomyślałem sobie: czy to jest wszystko co otrzymam od tego kraju? To jest to coś? Choćbym nie wiem jak się starał, dbał o swoje, trzymał to w cieple i szanował to zawsze znajdzie się ktoś kto swoim małym rozumkiem będzie się starał zniszczyć wszystko czego nie rozumie i nie szanuje, czyjegoś dobrego zachowania czy troski.

W tym momencie pora na wyjaśnienie. Rozważając tę sytuację, po jakimś czasie przypomniałem sobie jak dawno, wiele lat temu, widziałem w lesie chłopczyka, który długim kijem rozgrzebywał mrowisko. Małe owady kłębiły się wokół patyka, zdenerwowane jego złośliwością, a także kierujące się troską o swój dom, także z obawy przed większymi zniszczeniami, zachowywały się bardzo agresywnie. Rozbiegły się dookoła, a niektóre weszły na kijek i zaczęły „kąsać” skórę małego chłopca. To wykreowane w głowie wspomnienie przełożyłem na sytuację z parkingu i wtedy… wtedy ujrzałem mężczyznę, z długim kijem (tak dla bezpieczeństwa), który wkładał go w stare, zleżałe gówno. Grzebał nim i obracał. Wciskał i przesuwał. Dookoła rozchodził się smród, a on, tym nieskrępowany i wciąż myślący o jedynie sobie jak o największym i najmądrzejszym i wyjątkowym właścicielu kija, potrząchał nim. Wówczas kawałki kału spadały dookoła i oblepiały to, na co spadły. Sam sobie krzywdy nie wyrządził, a innym… Uciekł z tego miejsca. Zostawił tylko kawałki gnoju po sobie, a kto wie, czy nie jego samego? Cyrk dnia każdego i błazen i małpy też własne, bo swojskie, polonijne.

Tak właśnie powstał „trzepiący gówno”, a wniosek? Prosty i łatwy. Nie powinno się starać czuć wyjątkowym, bo jeśli naprawdę nim się jest, to się nim pozostanie. Warto bowiem zło dobrem zwyciężać, zawsze. Dobrego, miłego i słonecznego weekendu.

16

Comments 2