enej

Przecieram oczy swe i z wielkim zdumieniem dostrzegam, że świat wokół mnie składa się w przeważającej ilości z tych co tworzą muzykę lub tych co grają muzykę 🙂 naturalnie żartuję bo jednych i drugich coraz mniej, co można ocenić po dźwiękach z głośników i tekstach, za to słuchających coraz więcej, ba! ja nie śmiem wątpić w słuszność tych słów! czyli enej w chicago

27 listopada 1970 roku, tak właśnie, dzień przed świętem dziękczynienia na rynku ukazał się potrójny album all things must pass nie kogo innego jak samego georg’a harrison‘a… bardzo dojrzały album z wieloma pięknymi, poetyckimi tekstami, wielokrotnie nagradzany i doceniany przez słuchaczy jak i przez kształtujące opinię publiczną media

All things must pass
None of life’s strings can last
So I must be on my way
And face another day.

jeszcze nie tak dawno pisałem o znakomitym koncercie zespołu ino ros oczywiście nie zapominając skomentować całego zamieszania, kontekstu  z tym występem związanego. zastanawiałem się od tego czasu co jest tak naprawdę dobrego w obyczajach, codziennych zachowaniach na tle kultury czy naszego miejsca urodzenia… z pomocą przyszło mi święto dziękczynienia i oczywiście muzyka! bo jakże inaczej!

enej

chciałem przebrać się, założyć pióropusz, wyjść na ulicę i głośno manifestować swoją radość, podziękować za to, że wiem jak zjeść indyka, ale zaraz… nie jem mięsa i do tego przebrany mógłbym przekroczyć taką niewidzialną granicę pomiędzy tym co mądre, a tym co obraża innych. i gdyby ktoś chciał mnie teraz zapytać: gdzie jest więc ta granica pomiędzy nachalnością poprawnego, kulturowego zachowania, a zwykłą codziennością? gdzie jest ten punkt, gdzie wszystko miesza się ze sobą? to odpowiem szczerze: ja nie wiem, gdzie jest ta cieniutka granica pomiędzy tymi światami… nie uzurpuję sobie prawa do tego by napisać, że tylko ja mam rację. powiem jednak tak: polska edukacja rodzicielska zawiodła nie tylko w kraju lecz też tu, za oceanem. legła w gruzach wiedza młodych ludzi.

wielu młodych ludzi słucha, od niedawna promowanego, zespołu enej, który wielkim huraganem zdobywa rynek polski, a także gościł ostatnio w wietrznym mieście. muzyka jak muzyka techno/folk czy też ska, a może po prostu sieczka? nie wiem. nie mi to oceniać, a pewnie tym, którzy pod sceną skaczą w rytm wyrzucanych do mikrofonu słów po ukraińsku, po polsku, a może po słowiańsku? bo tak właśnie śpiewa zespół enej i zdobywa nagrody w kraju, którego obywatele byli mordowani przez eneja. więc o co chodzi? może by się zatracić w huku bębnów, instrumentów dętych? bo jutro mogą przyjść podpalić twój dom, ale kogo to dziś obchodzi…

ten wpis nikogo nie obraża ten blogowy wpis krzyczy by się uczyć, edukować, wiedzieć, znać historię, pamiętać i nic, zupełnie nic więcej. zrozumienie tego jak przebiega ta cieniutka granica pomiędzy tym co jest oczywiste, zdroworozsądkowe, a tym co jest już poza kulturową poprawnością jest wprost niewidzialna i tylko nieliczni dostrzegą sens nauk płynących z historii.

zespół enej w chicago dał koncert niezwykły, pełen dzikiej, niekontrolowanej energii uderzającej z głośników i gdzieś echem odbijającej się od ścian copernicus’a. młodzi ludzie ze sceny wykrzykiwali słowa piosenek łatwo rozpoznawalnych, co można było poznać, przez kłębiących się słuchaczy pod sceną. enej podobał się tej widowni niewątpliwie, niepokój mój wzbudził jedynie mężczyzna od czasu do czasu przechadzający się po scenie i na prostym urządzeniu rejestrującym nagrywał przebieg koncertu. choć wierzę w ich dobre intencje to jednak odszedłem w połowie…

0

Comment 1