Prawda w obliczu chaosu, obejrzałem „Civil War”

Oto jedna z potencjalnych wizji przyszłości, w której Stany Zjednoczone znajdują się na drodze wojny — wojny przesiąkniętej krwią i konfliktem wewnętrznym. Obejrzałem filmowe dzieło, swoim przekazem bezceremonialnie wgniatające mnie w wygodny, kinowy hotel. Z ekranu, rzucające we mnie brutalnością i przerażającym okrucieństwem.

W pierwszych scenach widzimy mężczyznę, który próbuje zapamiętać słowa przemówienia, a wkrótce dowiadujemy się, że jest nim prezydent, samotnie ukrywający się w Białym Domu. Następnie ekran ukazuje nam chorobliwie opustoszałe ulice Nowego Jorku, gdzie miasto wydaje się być pozbawione życia, a ci, którzy jeszcze pozostali, muszą stawać w długich kolejkach ulicznych po wyznaczone racje wody pitnej. Na dachach widzimy snajperów, a na ulicach zamachowców-samobójców. Całe wydarzenie rozgrywa się teraz, w realnym czasie. Jeśli coś ci to przypomina, czujesz się dotknięty, to wiedz, że nie jesteś sam, to się dzieje. To, co widzisz, to nie tylko wizja retoryczna — to potencjalna rzeczywistość niedalekiej przyszłości.

Screenshot from the movie "Civil War"

Cały kraj tonie w chaosie wojny domowej. Frakcja opozycyjna z dwugwiazdkową flagą zwana Siłami Zachodnimi, obejmuje Teksas i Kalifornię – to fikcja. Fotoreporterka Lee, wraz z kolegą dziennikarzem Joelem oraz ich mentorem Sammym, wyruszają w kierunku Waszyngtonu. Ich celem jest przeprowadzenie ostatniego wywiadu z Prezydentem, który właśnie kończy swoją trzecią kadencję. Chcą zdążyć przed obchodami 4 lipca, dniem, w którym Siły Zachodnie mają przeprowadzić zmasowany atak na stolicę. W tym kluczowym momencie dołącza do nich Jessie, młoda dwudziestoparolatka, mało doświadczona, ale z determinacją, aby pójść w ślady Lee i stać się światowej sławy reporterką wojenną.

Obraz Ameryki, jaki widzimy na ekranie, różni się diametralnie od tej zwykle przedstawianej w filmach i książkach. Zamiast kraju, który płynie mlekiem i miodem, widzimy scenę z koszmarnego horroru — przerażające, pogrążone w żałobie puste ulice. Ten widok hipnotyzuje, wciąga w swoją brutalną prawdę i budzi pytania: co by było gdyby wizje niektórych z uczestników zamieszek spełniły się? Co stałoby się z tym narodem gdyby ponownie został podzielony nową wojną secesyjną? Co by się stało gdyby eksperyment zwany amerykańską demokracją został przerwany?

Jeśli te słowa wywołały w Tobie uczucie wstrząsu, nie ma w tym nic dziwnego. Istnieje wyraźna granica, która oddziela nasze dziecięce lęki, potwory ukryte pod łóżkiem, od rzeczywistości, w której sąsiedzi czy dobrzy znajomi trzymają broń, noszą złote krzyżyki i modlą się za ciebie. Istnieje różnica między dziecięcymi lękami a tymi, które towarzyszą nam w dorosłym życiu. Jeśli miałeś okazję przeczytać arcydzieło Cormaca McCarthy’ego, z pewnością rozumiesz, o czym teraz mówię. To właśnie ta granica, ta subtelna różnica, coraz bardziej zanika w naszej rzeczywistości.

Prawda o świecie często jest bardziej przerażająca, niż moglibyśmy sobie wyobrazić, i reżyser Alex Garland doskonale to rozumie. Od lat eksploruje ten temat w swoich mrocznych fantazjach, najpierw jako scenarzysta filmu „28 Days Later”, a następnie jako scenarzysta i reżyser „Ex Machina” oraz „Annihilation”. Jego najnowsze dzieło, „Civil War”, nie pozostawia widza obojętnym — sprawia, że naprawdę boimy się spojrzeć prawdzie w oczy, sprawił, że bałem się naprawdę.

Dla niektórych widzów postacie głównych bohaterów w filmie mogą wydawać się nieco nieokreślone, a brak informacji na temat początku i przyczyn wojny domowej może budzić pytania. Jednak czy to właśnie na tym ma się skupiać ten film? Alex Garland nie prowadzi widza za rękę, nie daje gotowych odpowiedzi ani żadnych wskazówek. Istnieje w filmie taka scena, w której jeden z przerażająco skutecznych żołnierz zadaje istotne pytanie: „Jakimi jesteście Amerykanami?”. To jedyna wskazówka, reżyser zakłada, iż widzowie śledzili uważnie aktualne wydarzenia. Film nie poświęca czasu na skomplikowane analizy polityczne; skupia się raczej na tym, co najważniejsze — są tylko ci, którzy próbują zabić nas, i my, którzy próbujemy zabić ich. Znajdziemy tu park zimowy w środku lata, małe miasteczko, którego mieszkańcy żyją w zupełnym zaprzeczeniu tego co dzieje się dookoła, jest też queerowy snajper. To właśnie te szczegóły sprawiają, że akcja może rozgrywać się tylko w Ameryce. Nie ma więc w nim polityki, amerykańskiej polityki, jest za to niesamowicie precyzyjnie nakreślone misterium strachu, które zaczyna we mnie budzić obawy, bowiem od tego może zależeć życie moje i mojej rodziny.

Podoba mi się jeszcze jedna istotna kwestia. Reżyser tego filmu wykazuje staroświecką wiarę w dziennikarstwo — w uczciwe, autentyczne relacje. Ta niezwykle intymna i bliska dla mnie opowieść przywołała we mnie wspomnienia reportera wojennego, takiego jak Krzysztof Miller, autora dwóch niezwykłych książek, i przywołała też sceny z animowanego dokumentu „Jeszcze dzień życia”. To właśnie pod wpływem tych emocji, związanych z moimi skojarzeniami, bohaterowie „Civil War” stają się dla mnie ludźmi z krwi i kości, których emocje i wrażliwość budują napięcie, które rośnie z każdą przebytą milą podróży do stolicy.

Mimo kilku niezwykle potrzebnych chwil przerwy w narracji przedstawiona wojna domowa w filmie jest niezwykle brutalna. Istnieją oczywiście produkcje, gdzie krew płynie strumieniami, jednak różnica pomiędzy nimi a „Civil War” jest wyraźna. Tutaj brutalność wydaje się namacalnie realistyczna, pozbawiona wizualnego upiększania. Przemoc na ekranie jest bezpośrednia, zaskakująco swobodna i właśnie w tym tkwi jej niepokojąca siła. Stopień realizmu jest tak wielki, że strach już nie narasta, lecz zaskakuje nas swoją naturalnością.

Zatem ta wyjątkowo realistyczna i naturalna reprezentacja przemocy w filmie „Civil War” może wynikać z tego, że Alex Garland stworzył dzieło, które w pewien sposób istnieje już od dawna w amerykańskim dyskursie politycznym i powszechnej kulturze masowej, a swoją premierę miało 6 stycznia. Muszę zauważyć, że w „Civil War” brakuje wzniosłych czy uspokajających przemówień, które często znajdujemy w innych produkcjach. Ten film nie stara się przemawiać do lepszej strony naszej natury, jak wiele innych dzieł kinematograficznych. Również nie mamy tu szczęśliwego zakończenia, do jakiego przyzwyczaiło nas Hollywood. W „Civil War” taka możliwość po prostu nie istnieje. Od momentu spotkania w hotelu i podjęcia decyzji o wyjeździe, niezależnie od tego, czy Lee i reszta ekipy dotrą do Waszyngtonu — szczęśliwe zakończenie jest niemożliwe.

Nie pamiętam już kiedy oglądałem film, który wywołał we mnie tak dotkliwy dyskomfort.

Z powodu krótkiego życia nie zdołają zgromadzić odpowiedniej wiedzy. A skoro nie zgromadzą wiedzy, nie posiądą mądrości. Przeto wszystkich strawią zachłanność i pożądliwość.

Mahabharata

Teraz czas na twoją opinię. Przeżyj mroczną wizję przyszłości Stanów Zjednoczonych w filmie „Civil War”, premiera 12 kwietnia 2024 roku. Nie przegap tego przerażającego widowiska! Zatrzymaj się, zanurz się w emocjach i pozwól sobie na refleksję. Co chcesz powiedzieć sobie po seansie?

3

Zapraszam do dołączenia do grona moich subskrybentów!
Dzięki temu zyskasz dostęp do jeszcze większej liczby fascynujących historii, a ja będę mógł kontynuować pracę, dostarczając Ci treści na najwyższym poziomie. Nie przegap żadnego z moich wpisów, które dostarczą Ci wiedzy, inspiracji i rozrywki. Zapisz się już dziś i dołącz do grona moich Czytelników! Zapraszam Cię serdecznie.

Comments 5

  • Ultra04/16/2024 at 4:51 pm

    Obejrzałam film ze zgrozą w oczach o tym, jak my możemy sami sobie zgotować taki los i rzecz nie dotyczy tylko Ameryki, lecz każdego zakątka na ziemi. Punkty zapalne to również Ukraina – Rosja, Izrael-Palestyna-Iran, także Bośnia-Hercegowina. Każdy może wywołać konflikt i włos mu z głowy nie spadnie, a podobno są międzynarodowe trybunały…Podobno są, ale kto je widział?
    Skoro dajemy przyzwolenie na wojny, to nie ma co się dziwić, że trwają wojny, konflikty, na ktorych jedni bogacą się, a inni tracą życie.. A gdyby tak rzetelnie rozliczać przywódców i rządzących, zakazać produkowania broni? Niemożliwe? Oczywiście, z tej prostej przyczyny, że ważniejszy jest interes, a nie cierpienie tłumów.. Podobno mądrzejemy, technika idzie naprzód, a człowiek taki sam żądny krwi i władzy od wieków. Produkuje karabin coraz sprawniejszy, tworzy działa coraz większe oraz broń, która rani, zabija na odległość i tylko ten ból prawdziwy, krew i cierpienie widoczne, aż po rozpacz śmierci.

    • Dariusz04/17/2024 at 2:45 pm

      Wojna jest, bez wątpienia, jednym z najokropniejszych wynalazków ludzkości, jednym z tych, które najbardziej odchodzą od naszej prawdziwej natury. Prawdziwa natura leży bowiem we współczuciu, w poczuciu wspólnoty i zrozumienia.

      W czasach konfliktu, nasze myślenie na nowo zostaje podzielone, na swoich i obcych. Z jednej strony odcinamy się od innych, widząc ich jako wrogów, a z drugiej strony kieruje nami pragnienie obrony własnych tzw. interesów, kosztem innych.

      To chciwość i żądza popychają nas ku wojnie, oddalając od naszej natury, w której wciąż drzemią ogromne pokłady dobra. Dlatego też wierzę w siłę współczucia i pojednania jako jedynej możliwej drogi do pokonania tego destrukcyjnego cyklu.

      Dziękuję za odwiedziny i słowa. Pozdrawiam serdecznie.

  • Szyszkala04/17/2024 at 1:05 pm

    To było bardzo mocne, wręcz namacalne uczucie strachu i przerażenia. Tak mogę określić mój odbiór tego filmu.
    Rozumiem, że trudno nam jest podjąć dyskusję na ten temat, teraz kiedy dookoła tyle zła i zawirowań. Jednakże nie możemy zamykać się na wszelkie sygnały docierające do nas. Widmo takiej, a może bardziej brutalnej wojny jest bardzo realne. Powinniśmy być czujni, wrażliwi na niesprawiedliwość, agresję….
    Świetna recenzja.

    • Dariusz04/17/2024 at 2:40 pm

      Pisząc o tym, odczuwam trudność. Szukam odpowiedzi, ale trzymam się przekonania, które zawsze mnie prowadziło — kluczem do rozwiązania jest edukacja. To fundament, na którym opieram swoje doświadczenie i sposób w jaki poznaję świat. Bo czy istnieje inna droga? Inne rozwiązanie? Ja jej nie widzę.

      Przypomina mi się historia, którą kiedyś usłyszałem o Dalajlamie. Pewien wybitny fizyk zadał mu pytanie: ‘Co byś zrobił, gdybyś otrzymał naukowe potwierdzenie istnienia Boga?’ Dalajlama odpowiedział: ‘Przejrzałbym materiały bardzo dokładnie, zapoznał się ze wszystkimi dowodami, a jeśli nie znalazłbym niczego na ich podważenie, najprawdopodobniej uznałbym jego istnienie.’ Następnie, uśmiechnął się i zapytał fizyka: ‘A jak ty byś postąpił, gdybyś wiedział, że Boga nie ma?’

      Ta historia ukazuje niezgodność dwóch odmiennych światów. Nie sposób porównać argumentów, łączyć sacrum z profanum na tej samej płaszczyźnie. Nie da się wyznaczyć poziomu wiary na jakiejś dziesięciostopniowej skali czy też wyliczyć wektor jej siły. Istnieje tylko obecny moment, świat niedualny, który definiuje to, co się dzieje.

      Podobnie jest z wojną domową przedstawioną w tym filmie. Jeśli tylko zdołamy dotrzeć do świadomości ludzi nawołujących do jakiegoś nieposłuszeństwa, przemówić do ich rozsądku, użyć wiedzy i wskazać słabe punkty, to być może ogień konfliktu zostanie zgłuszony już na samym początku. Ale jeśli ktoś z nich zacznie posługiwać się argumentami z zupełnie innego świata, nie ma nadziei na porozumienie.

      To jest właśnie strach, który odczuwałem podczas projekcji. Bałem się przyjaciół, którzy łatwo mogą zostać moimi wrogami. Całkowity bezsens tej sytuacji, moim zdaniem, ukryty został w słowach: “Someone’s trying to kill us. We are trying to kill them.” Nie ma tu miejsca na nic więcej.

      Dziękuję za odwiedziny. Mam nadzieję, że zwróciłaś także uwagę na muzykę podczas filmu? Dlatego właśnie umieściłem te utwory w swoim tekście.

      Pozdrawiam.

      • Szyszkala04/17/2024 at 5:09 pm

        Zgadzam się z autorem w kwestii edukacji. Pewnie masz tu na myśli również „samokształcenie”, chęć poznania innych kultur. Sama edukacja jednak jest na nic, potrzebna będzie również dobra wola, tychże „buntowników/prawdziwych Amerykanów”.
        Również tu podzielam zdanie: „nie ma znaczenia, kto jest skąd i za kim”. Nie ma sprawiedliwych wojen. Liczy się życie.
        Ale czy się potrafimy porozumieć?
        W kwestii dźwięku i muzyki — te tylko spotęgowały mój strach w trakcie seansu. Wojna to nie werbelki, laury zwycięzcom. Wojna to huk pocisków i groby wypełnione ciałami posypanymi wapnem, ciałami leżącymi przy drodze, ciałami dyndającymi na gałęzi.
        Jedyne czego ten film nie mógł nam udostępnić w kwestii wojny to zapachu (czytaj smrodu śmierci), odoru rozkładających się ciał.

  • Add Comment

    This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.