Jeszcze więcej żółtych ptaków nade mną – Orchha

Indie od wieków przyciągały i przyciągają tysiące ludzi, urzekając ich swoją niepowtarzalną różnorodnością i głębią. Każda z odwiedzających osób odkrywa to państwo w sposób wyjątkowy, układając z rozrzuconych fragmentów własną mozaikę wrażeń i wspomnień. Pracowicie składają te elementy, by stworzyć obraz Indii, który najlepiej przemawia do ich serc i oddaje piękno oraz magię tego fascynującego kraju. Czasem zdarza się też, że Indie milczą, nie uczestniczą w tej rozmowie.

Kiedy życie wydaje się być wirem obowiązków i emocji, to jak w nim odnaleźć chwilę spokoju? Wielu z nas instynktownie reaguje na stres, wycofując się, w większości obwiniając innych lub po prostu poddaje się, dalej spiesząc się z zadaniami i stara się je wykonać jedno po drugim. Takie zachowanie wzmacnia wewnętrzny sztorm. Może podobnie jest z poznawaniem innego, tak odmiennego kraju. Czasem potrzebny jest po prostu odpoczynek, chwila, jeden moment, który zaprowadzi nas do odległych miejsc, a przy okazji przyniesie ze sobą odpoczynek.

Widok z okna

Po odwiedzinach w Taj Nature Walk, małym akcencie przyrodniczym, uroczym zakątku z cudownym widokiem na Taj, usytuowanym tuż przy drodze prowadzącej do Wschodniej Bramy Wejściowej, czas było wyruszyć. Zostawiłem niepotrzebny bagaż u Anila, a to, co w głowie układało się od miesięcy, zaczynało właśnie żyć własnym życiem, buzując i falując gorącą falą emocji. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, kogo spotkam ani gdzie. Można planować, układać swe scenariusze gotowe na wszystkie okazje, ale i tak nie uda nam się prześcignąć życia w swojej cudownej złożoności i ogromnej nieprzewidywalności.

W tym roku postawiłem sobie ambitny cel – odwiedzić miejsca, które od dawna mnie fascynowały. Jednym z nich było to, o którym już w 2017 roku napisałem, że marzę, by je zobaczyć na własne oczy. W planach znalazły się również miejsca, które, by w pełni zrozumieć, wymagają przeniesienia się myślami w zupełnie inny czas, przestrzeń i okoliczności – tak różne od tych, które znamy na co dzień.

W Indiach świątynie poświęcone Ramie nie są tak liczne ani tak okazałe, jak te dedykowane Shivie czy Krishnie. Jednak spośród istniejących można wskazać dwie naprawdę wyjątkowe, każdą z zupełnie innego powodu. Pierwsza, świątynia w Ayodhya, miejscu narodzin Ramy, zyskała rozgłos za sprawą kontrowersji związanych z jej lokalizacją. Druga, do której dotarłem w Orchha, to jedyne miejsce, gdzie Rama wciąż symbolicznie „mieszka” w pałacu jako król.

Widok na miasto

Historia świątyni w Ayodhya sięga XVI wieku kiedy to na tym terenie powstał meczet Babri, był rok 1528. Problem zaczął się wtedy, gdy wyznawcy hinduizmu zaczęli twierdzić, że w tym miejscu stała kiedyś ich świątynia. Spory z różnym nasilenie trwały długi czas, a nasiliły się w XIX wieku i ponownie w 1949 roku, kiedy umieszczono w meczecie posąg Ramy. Na przecięcie gordyjskiego węzła – w najgorszy możliwy sposób – zdecydowały się na początku lat 90. środowiska prawicowe. Jeden z ówczesnych liderów rządzącej dziś w Indiach Indyjskiej Partii Ludowej (BJP) rozpoczął ogólnokrajową kampanię na rzecz budowy nowej świątyni. I w ten sposób w roku 1992 hinduscy ekstremiści zburzyli meczet, co doprowadziło do zamieszek i przemocy, sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. W roku 2019 sąd przyznał ten teren Hindusom, i trzeba pamiętać, że premierem był już wówczas Narendra Modi (BJP).

Przejęcie terenu przez państwo nieco uspokoiło sytuację, lecz nie rozwiązało problemu. By sprawę „wyjaśnić”, zaangażowano Archeologiczną Służbę Indii. ASI rozpoczęło prace wykopaliskowe pod spornym terenem. Stwierdzono tam pozostałości hinduskiej świątyni z X wieku, jednak wiele szczegółów raportu archeologicznego zostało zakwestionowanych przez zainteresowane strony i niezależnych ekspertów. Teren podzielono na trzy części, krótko mówiąc ziemię przekazano muzułmanom, wyznawcom hinduizmu i samemu bóstwu. Z tym, że w 2019 cały teren przekazano… bóstwu. Wreszcie, w styczniu 2024 roku podczas wielkiej ceremonii otwarto świątynię Ramy w Ayodhyi, a premier Narendra Modi (BJP) osobiście uczestniczył w ceremonii ożywienia wizerunku. I tu muszę napisać, że nie miałem zamiaru tam podróżować, wybrałem tę drugą lokację.

Są przecież jeszcze inne miejsca na świecie, gdzie kraj cały powierzono bóstwu, a wolę jego reprezentują przedstawiciele większości religijnej.

Wiadomo :)

Legenda o Ramie, która w tym roku doprowadziła mnie do Orchhy, opowiada niezwykłą historię bóstwa. XVI-wieczna Orchha to jedyne miejsce w Indiach, poza Ayodhyą, gdzie Rama czczony jest nie tylko jako bóg, ale także jako król miasta. Jak do tego doszło? Historia sięga czasów króla Madhukara Szacha, gorliwego wyznawcy Krishny, i jego żony, królowej Kunwar Ganesh, która całym sercem, oddana była tylko Ramie. Ta różnica w duchowych przekonaniach wkrótce stała się punktem wyjścia do wydarzeń, które odmieniły losy Orchhy i wpisały ją na mapę indyjskich miejsc o wyjątkowym znaczeniu religijnym. Któregoś dnia, król zmęczony religijnymi sporami, postawił małżonce takie oto wyzwanie: jeśli Rama rzeczywiście istnieje, to niech królowa sprowadzi go osobiście do Orchhy. Ta wyruszyła niezwłocznie do Ayodhy, gdzie przez 21 dni zanosiła modlitwy do Ramy, poddając się surowej pokucie. Jej oddanie zostało w końcu nagrodzone – Rama ukazał się jej jako dziecko i zgodził powrócić z nią do Orchhy, stawiając jednak trzy warunki. Po pierwsze, miał być jedynym królem Orchhy, a żaden inny władca nie mógłby dzielić z nim tego tytułu. Po drugie, miejsce, w którym zostanie umieszczony, miało stać się jego stałą siedzibą i nie mógłby być stamtąd przeniesiony. Po trzecie, miał wyruszyć w niedalekiej przyszłości, towarzysząc jedynie grupie mnichów. Królowa, pełna wiary, przyjęła te warunki. I tak oto Rama, w formie posągu, został sprowadzony do Orchhy, gdzie od tamtej chwili pozostaje jedynym i wiecznym królem miasta!

Ram Raja Temple

Do dziś Rama pozostaje uznawany za jedynego prawowitego króla Orchhy. Każdego dnia w świątyni Ram Raja oddawany jest mu hołd przez straż honorową miejscowej policji, by w ten sposób podkreślić jego królewski status. Co więcej, podczas wizyt w Orchha, żaden VIP, minister czy urzędnik nie odważa się zachowywać jak władca, co stanowi wyraz szacunku dla boskiego monarchy. To niezwykłe podejście sprawia, że Orchha jest miejscem wyjątkowym dla wszystkich wyznawców Ramy. Historia, której korzenie sięgają Ramayany, wciąż żyje tutaj pełnią barw – nic z tej opowieści nie wyblakło, a każdy jej fragment pozostaje tak intensywny i żywy jak przed wiekami.

Zanim dojechałem do Orchha zapadł zmrok. Spędziłem dobrych kilka godzin w aucie, obserwując jak pusta droga szybkiego ruchu, powoli zaciska się niczym schorowane gardło, tuż po wypadku ciężarowego auta, teraz blokującego jeden z pasów ruchu. Zmęczony i nieco uwięziony z radością obserwowałem, jak kierowca staje na wysokości zadania by bezpiecznie i w miarę szybko przejechać samochodowy zator, korzystając z tylko jemu znanych sztuczek, wąskiego pobocza drogi i swoistego języka klaksonu. Po przyjeździe był tylko czas na spóźnioną kolację, hotel i odpoczynek. Bardzo pomogła mi w tym tylko co poznana rodzina nowego znajomego – Anurag’a, chłopaka, który współpracuje z grupą podróżniczą „Pakuj plecak”. Takich znajomości, kontaktów i dobroci serca życzę każdemu, kto trafia do Indii.

Wewnątrz restauracji prowadzonej przez mamę Anurag'a, zdjęcia z Pakuj Plecak

Orchha to niewielkie miasto w stanie Madhya Pradesh, założone przez Rudrę Pratapa Singha, który w latach 1501–1531 był jego królem i zainicjował budowę Fortu Orchha. Miasto malowniczo rozciąga się nad brzegiem rzeki Betwa, i to właśnie tam skierowałem swoje kroki o poranku drugiego dnia mojego pobytu.

Psychologia, w większości postrzegana jako uniwersalna nauka o ludzkim zachowaniu, zbyt często opiera się na wzorcach kulturowych związanych jedynie z Zachodem. Czy można opisać świat i jego mieszkańców, bazując tylko na tak wąskich podstawach? W Indiach, kraju pełnym kontrastów, gdzie różnorodność kulturowa i społeczna jest niemalże nieograniczona, ludzkie zachowania wymykają się prostym schematom. Czy jedna teoria wyjaśni postępowanie kobiety z Radżastanu, naukowca z Bengaluru czy sprzedawcy przypraw z Kerali? Czy da się ich wszystkich umieścić w jednym worku?

Z siostrą Anuraga

Takie pytania nie są jedynie domeną akademickich dyskusji, dotyczą one także codziennego postrzegania innych ludzi. Zbyt często wielu z nas patrzy na świat przez pryzmat własnej wiary i tradycji, nie dostrzega głębi oraz wyjątkowości doświadczeń tych, którzy wychowali się w zupełnie odmiennych realiach. To znacznie ogranicza szansę nawiązania prawdziwego dialogu międzykulturowego.

Czyż nie podobnie bywa z planowaniem i marzeniami? Niezależnie od tego, jak szczegółowo próbujemy poukładać swoje życie, zawsze może przydarzyć się coś niezwykłego, co całkowicie zmieni jeden szary dzień w wybuch ekspresji barw i dźwięków.

Co wydarzyło się w Orchha

Jej ojciec, legendarny Ravi Shankar, w 1967 roku występował podczas Monterey International Pop Festival, gdzie na widowni siedzieli Jimi Hendrix, Janis Joplin, członkowie The Mamas & the Papas, Richie Havens, a nawet Otis Redding. Dwa lata później, podczas słynnych trzech dni pokoju i miłości w Woodstock, zagrał w strugach deszczu, stając się symbolem spotkania Wschodu i Zachodu. Jego przyjaźń z Georgem Harrisonem zmieniła na zawsze historię muzyki. Córki odziedziczyły nie tylko talent, ale i duszę artystyczną. Norah Jones, wybitna wokalistka, wydała w tym roku album „Visions”, a Anoushka Shankar „Anoushka Shankar Chapter II: How Dark It Is Before Dawn”. Mistrzyni sitaru, kilka razy koncertowała też w Chicago, za każdym razem oczarowując publiczność. Byłem na tych koncertach, robiłem zdjęcia i cieszyłem się chwilami bliskości z jej sztuką. Podczas jednego z występów w Chicago Symphony Orchestra udało mi się nawet zamienić z nią kilka słów – ot takie uśmiechy, krótkie pozdrowienia, lecz to spotkanie na długo zapadło mi w pamięć. Tym bardziej nie mogłem się spodziewać, że nasze drogi ponownie się skrzyżują – tym razem w sercu Indii.

W Orchha poranek zaczął się jak każdy inny: pranie i zwykła toaleta. Spacerując nad rzeką, zauważyłem ekipę filmową przygotowującą plan zdjęciowy. Na pytanie, co kręcą, odpowiedziano mi, że pracują nad materiałem promującym turystykę stanu Madhya Pradesh. Nie zastanawiając się długo, ruszyłem w dalszą drogę, odwiedzając Royal Chhatris, Ram Raja Temple i Lakshmi Temple. Na zakończenie wędrówki dotarłem do Orchha Fort. Monumentalne łuki i cieniste wnętrza były idealnym miejscem, by odpocząć od upału. Ku mojemu zaskoczeniu, ponownie spotkałem tę samą ekipę filmową.

Nagle poproszono zwiedzających, by opuścili plac i schowali się pod arkadami. Na środku dziedzińca pojawiła się kobieta, a w tle rozbrzmiała muzyka. W powietrzu unosił się dron, nagrywając każdy jej ruch. Wtedy ją zobaczyłem. Na kamiennej ławce, promieniejąc spokojem i gracją, siedziała sama Anoushka Shankar. Patrzyłem przez obiektyw aparatu, z niedowierzaniem rejestrując tę chwilę.

Anoushka Shankar, Orchha

Kiedy przerwano na moment nagranie, a makijażystka podeszła poprawić makijaż, nie mogłem dłużej czekać ani jednej sekundy. Zbliżyłem się, przedstawiłem i powiedziałem, skąd jestem. Ku mojemu zdziwieniu, uśmiechnęła się, wskazała na mnie palcem i powiedziała: „Pamiętam Cię.” W tym momencie wszystko inne przestało mieć znaczenie. Spotkałem Anoushkę w Orchha, rozmawiałem z nią i zrozumiałem coś istotnego.

Czasami mamy marzenia i pieczołowicie układane plany, lecz życie potrafi nas zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. To, co nieoczekiwane, ma w sobie niezwykłą moc – wykracza poza granice naszej wyobraźni i ukazuje piękno życia w jego pełnej złożoności. To właśnie takie momenty, te spontaniczne i pełne magii, nadają naszemu życiu prawdziwego sensu. Są jak niespodziewany dar, przypominają, że życie nie zawsze układa się według naszych planów, że nie poddaje się regułom i schematom, które sami sobie narzucamy.

Warto czasem porzucić utarte ścieżki i otworzyć się na to, co nieprzewidywalne – zarówno w ludziach, jak i w zdarzeniach, które nas spotykają. Często właśnie wtedy, gdy przestajemy kontrolować wszystko dookoła, gdy odpuszczamy sobie, możemy dostrzec coś prawdziwie wyjątkowego – coś, co zaskoczy nas swoją prostotą, głębią lub ukrytym pięknem. Może to być przypadkowe spotkanie, inspirująca rozmowa lub drobny gest, który przypomni nam, jak wiele możliwości tkwi w otaczającym nas świecie.

Selfie z turystami w forice Orchha

Życie w swojej nieprzewidywalności ma niezwykłą zdolność do odsłaniania przed nami historii, które są piękniejsze, niż moglibyśmy sami wymyślić. Dlatego warto czasem zrezygnować z utartych ścieżek, by ustąpić miejsca temu, co niezwykłe. Bo w końcu to samo życie pisze najpiękniejsze historie, lecz tylko tam, gdzie nie próbujemy ich kontrolować i pozwalamy, by same się wydarzyły.

Even More Yellow Birds Above Me – Orchha

India has, for centuries, drawn thousands to her heart, captivating them with a diversity and depth unmatched anywhere else in the world. Every visitor uncovers this land in their own way, piecing together scattered fragments into a personal mosaic of impressions and memories. They diligently arrange these shards to form a vision of India that speaks to their hearts, reflecting the beauty and magic of this fascinating country. And sometimes—India remains silent, refusing to partake in the conversation.

When life spins into a whirlwind of duties and emotions, where can we find a moment of peace? Many of us instinctively react to stress by retreating—often blaming others or simply surrendering—pushing through tasks, one after the other. But this only strengthens the storm within. Perhaps discovering a foreign and vastly different land is much the same. Sometimes, all we need is rest—a single moment that carries us far away, and in doing so, brings us closer to calm.

After visiting the Taj Nature Walk—a small patch of greenery with a stunning view of the Taj Mahal, nestled beside the road leading to the Eastern Gate—it was time to move on. I left my unnecessary baggage with Anil, and what had been quietly forming in my mind for months began to come alive, bubbling and swelling in a wave of emotion. I had no idea who I would meet or where. One can plan, map out scenarios for every occasion, but life, in its wondrous complexity and profound unpredictability, will always outpace us.

This year I set myself a bold goal—to visit places that had fascinated me for years. Among them was a place I had already written about in 2017, confessing my dream to one day see it with my own eyes. My plans also included destinations that could only be fully understood by transporting one’s mind to another time, space, and set of circumstances—so unlike the ones we live in each day.

In India, temples dedicated to Rama are neither as numerous nor as grand as those honoring Shiva or Krishna. Yet among those that exist, two stand out—each for entirely different reasons. The first, in Ayodhya—Rama’s birthplace—became infamous due to the controversy surrounding its site. The second, which I finally reached in Orchha, is the only place where Rama still symbolically “resides” in a palace—as a king.

The history of the temple in Ayodhya reaches back to the 16th century, when the Babri Mosque was constructed on that land in 1528. The conflict began when Hindu worshippers claimed that a temple once stood on that very spot. Disputes smoldered for decades, flaring up in the 19th century and again in 1949, when an idol of Rama was placed inside the mosque. In the early 1990s, right-wing groups decided to cut the Gordian knot—in the worst possible way. One of the leaders of today’s ruling Bharatiya Janata Party (BJP) launched a nationwide campaign to build a new temple. And so, in 1992, Hindu extremists demolished the mosque, sparking riots and bloodshed. The matter eventually reached the Supreme Court. In 2019, the court granted the land to the Hindu community—by then, Narendra Modi (BJP) was already Prime Minister.

The transfer of the site to the state slightly cooled tensions, but it did not resolve the deeper conflict. To “clarify” the matter, the Archaeological Survey of India (ASI) was brought in. Excavations beneath the disputed area revealed remnants of a 10th-century Hindu temple, though many aspects of the report were challenged by interested parties and independent experts. The land was divided into three parts—briefly, between Muslims, Hindus, and the deity itself. Then, in 2019, the entire area was handed… to the deity. Finally, in January 2024, amid great ceremony, the Rama temple in Ayodhya was inaugurated. Prime Minister Modi personally took part in the consecration of the idol. And I must admit—I had no intention of going there. I chose the other path.

There are, after all, places in this world where a country is entrusted to a deity, whose will is interpreted by the majority faith.

The legend of Rama, which this year brought me to Orchha, tells a remarkable tale. Orchha in the 16th century is the only place in India, aside from Ayodhya, where Rama is worshipped not only as a god, but as the king of the city. How did this happen?

The story begins with King Madhukar Shah, a devout follower of Krishna, and his wife, Queen Kunwar Ganesh, who was deeply devoted to Rama. This spiritual difference soon became the seed of a tale that would transform Orchha’s destiny, placing it on the map of India’s most sacred sites. One day, weary of religious disputes, the king posed a challenge to his wife: if Rama truly exists, she must bring him herself to Orchha.

Without hesitation, the queen journeyed to Ayodhya, where she prayed to Rama for 21 days, undergoing harsh penance. Her devotion was rewarded—Rama appeared to her in the form of a child and agreed to come to Orchha, on three conditions. First, he would be the only king of Orchha—no other ruler could bear that title. Second, the place where he was installed would become his permanent abode—he could never be moved. Third, he would travel soon, accompanied only by a group of monks.

The queen, full of faith, agreed. And so Rama, in the form of a statue, was brought to Orchha, where he remains to this day—its sole and eternal king.

Even now, Rama is regarded as the only rightful monarch of Orchha. Each day, in the Ram Raja Temple, he is honored with a ceremonial guard by the local police, underscoring his royal status. Moreover, no VIP, minister, or official dares to act like a ruler when visiting Orchha—a gesture of respect toward the divine sovereign. This extraordinary approach makes Orchha a uniquely revered destination for all devotees of Rama. The legend, rooted in the Ramayana, still lives here in full color—none of its vibrancy has faded, every fragment remains as alive and luminous as it was centuries ago.

By the time I arrived in Orchha, night had already fallen. I had spent several long hours in a car, watching as the expressway narrowed like a sickened throat—this after a truck accident blocked one of the lanes. Tired and half-trapped, I watched with growing admiration as the driver rose to the occasion, navigating the jam with practiced ease, relying on tricks known only to him, the narrow shoulder of the road, and the unique language of the horn.

After arrival, there was only time for a late dinner, a modest hotel room, and some badly needed rest. Here I must thank the newly-met family of a friend—Anurag, a young man working with the “Pack Your Backpack” travel group. Such encounters, such kindness—I wish this to everyone who finds themselves in India.

Orchha is a small town in the state of Madhya Pradesh, founded by Rudra Pratap Singh, who ruled from 1501 to 1531 and initiated the construction of Orchha Fort. The town stretches picturesquely along the banks of the Betwa River, and it was there that I wandered on the morning of my second day.

Psychology, widely regarded as a universal science of human behavior, too often relies on cultural assumptions rooted only in the West. Can the world and its people truly be described through such a narrow lens? In India—a land of contrasts, of boundless cultural and social diversity—human behavior slips away from neat categories. Can one theory explain the conduct of a woman from Rajasthan, a scientist from Bengaluru, or a spice-seller from Kerala? Can they all fit inside a single box?

These aren’t just academic questions—they touch our daily perceptions. Too often, we look at the world through the filter of our own faith and tradition, failing to grasp the depth and uniqueness of those raised in entirely different realities. This deeply limits our chances for authentic intercultural dialogue.

Isn’t it the same with dreams and plans? No matter how carefully we try to organize our lives, something unexpected can always appear—something that turns a grey day into an explosion of color and sound.

What Happened in Orchha

Her father, the legendary Ravi Shankar, performed at the Monterey International Pop Festival in 1967. In the audience sat Jimi Hendrix, Janis Joplin, members of The Mamas & the Papas, Richie Havens, even Otis Redding. Two years later, during the fabled three days of peace and love at Woodstock, he played through pouring rain—becoming a living symbol of East meeting West. His friendship with George Harrison forever altered the course of music history. His daughters inherited not only his talent, but also his artistic soul.

Norah Jones, the remarkable vocalist, released her album Visions this year. And Anoushka Shankar followed with Chapter II: How Dark It Is Before Dawn. The sitar virtuoso has performed in Chicago several times, enchanting the audience each time. I was there—photographing, listening, soaking in those intimate moments with her art. Once, during a concert at the Chicago Symphony Orchestra, I even exchanged a few words with her—just smiles, brief greetings. But that memory lingered with me.

Little did I know that our paths would cross again—in the very heart of India.

Morning in Orchha began as any other: laundry, basic hygiene. While walking along the river, I noticed a film crew preparing a shoot. When I asked what they were filming, they said it was promotional material for tourism in Madhya Pradesh. Without much thought, I continued exploring: Royal Chhatris, Ram Raja Temple, Lakshmi Temple. At the end of my walk, I reached Orchha Fort. Its monumental arches and shaded interiors were a welcome break from the heat. To my surprise, I encountered the same film crew again.

Suddenly, visitors were asked to leave the courtyard and seek shelter under the arcades. A woman appeared in the middle of the courtyard, and music began to play. A drone hovered in the air, recording every movement.

And then I saw her. Sitting on a stone bench, radiating calm and grace—was Anoushka Shankar.

I stared through my camera lens, stunned to witness this moment.

When the shoot paused briefly and a makeup artist approached her, I couldn’t wait another second. I stepped forward, introduced myself, and said where I was from. To my amazement, she smiled, pointed to me, and said, “I remember you.”

In that moment, nothing else mattered. I had met Anoushka in Orchha. We spoke. And I understood something essential.

Sometimes we dream and plan meticulously—only for life to astonish us at the least expected moment. The unexpected holds a strange power. It defies the boundaries of our imagination and reveals the beauty of life in all its intricate wonder. These moments—the spontaneous, the magical—are what give our lives true meaning. They are like unexpected gifts, reminders that life doesn’t always follow our rules or schedules.

It’s worth, now and then, abandoning the well-trodden path—opening ourselves to what’s unpredictable, both in people and in the events we encounter. Often, when we let go of control, when we soften our grip on expectations, something truly special reveals itself—something that surprises us with its simplicity, its depth, or its hidden beauty. It might be a chance meeting, an inspiring conversation, or a small gesture that reminds us just how much wonder is woven into the world around us.

Life, in its unpredictability, has an uncanny way of revealing stories more beautiful than anything we could invent. And so—it is sometimes worth stepping off the paved road to make space for the extraordinary. Because life, in the end, writes the most beautiful stories—when we stop trying to control them and simply let them unfold.

1

Dołącz do naszej społeczności!
Z subskrypcją pokażę Ci jeszcze więcej ciekawych historii, które ożywią Twoje codzienne chwile. Każdy mój wpis to dawka inspiracji, wiedzy i dobrej zabawy – tak, jak ulubiona progresywna nuta, która dodaje energii i otwiera nowe horyzonty.

Nie zwlekaj – zapisz się już dziś i bądź zawsze na bieżąco z tym, co dla Ciebie przygotowuję.

Dołącz do naszej społeczności!
Z subskrypcją pokażę Ci jeszcze więcej ciekawych historii, które ożywią Twoje codzienne chwile. Każdy mój wpis to dawka inspiracji, wiedzy i dobrej zabawy – tak, jak ulubiona progresywna nuta, która dodaje energii i otwiera nowe horyzonty.

Nie zwlekaj – zapisz się już dziś i bądź zawsze na bieżąco z tym, co dla Ciebie przygotowuję.

Comments 3

  • Ultra01/04/2025 at 5:07 pm

    Zabrałam się z Tobą w niezwykłą podróż po rożnorodnej krainie, więc trafiłam do Orchhy z jej cudownymi legendami i pełną zawirowań historią oraz wspaniałą świątynią, ktora w magiczny sposób odbija się w wodzie i jest to nieprzeciętny widok. Rama rozbudza wyobraźnię, jako wieczny król tego indyjskiego miasta. Ale to spotkania z żywymi, życzliwymi ludźmi są najważniejsze. Takim nieprawdopodobnym spotkaniem była obecność na placu kompozytorki muzyki filmowej, Anoushki.
    Zasyłam serdeczności

  • Welcome, follow my dream – Varanasi | transcendentphoto.com01/21/2025 at 12:48 pm

    […] który zgłębiał tajniki muzyki hinduskiej u Ravi Shankara i znał się dobrze z jego córką – Anoushką. Chociaż sam Harrison lepiej jest znany z pobytu w Rishikesh wraz z muzykami The […]

  • Leave a Reply to Welcome, follow my dream – Varanasi | transcendentphoto.com Cancel reply


    This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.