Były rozmowy o Polsce, kawa i kilka dziwnych teorii, które kazały mi zastanowić się, komu dziś ufać. Wtedy przypomniałem sobie wieczór z 29 marca 2025 roku – koncert Dawida Kwiatkowskiego i Oskara Cymsa, który sfotografowałem. To był wieczór prawdziwy, bez filtrów, który chcę dziś przywołać.
Światła na zewnątrz były przygaszone, kawa parowała w kubkach, mnóstwo rozmaitych potraw, muzyka sączyła się z głośników, a rozmowa – jak to zwykle bywa – krążyła od żartów do poważniejszych tematów. Siedzieliśmy przy stole do późna, znajomi rozgadani, każdy z własną historią. Ktoś właśnie wrócił z Polski i mimochodem rzucił: „Dawid Kwiatkowski i Oskar Cyms to teraz jedni z najpopularniejszych artystów w kraju.” I nagle mnie tknęło. Przecież ja też ich widziałem. Byłem na ich koncercie – 29 marca 2025 roku – jako fotograf, nie widz. W biegu za codziennością zdążyłem o tym zapomnieć. A może właśnie dziś jest dobry moment, by przypomnieć tamte zdjęcia?

Rozmowa przy stole miała swój dziwny rytm. Z jednej strony opowieści z Polski, wspomnienia smaków, zapachów i miast. Z drugiej – ktoś nagle wyskoczył z teoriami z pogranicza „alternatywnej historii”. O tym, co „naprawdę” wydarzyło się w przeszłości, co się przed nami „ukrywa” było też o kolorze skóry. Słuchałem tego nieco z obrzydzeniem i pomyślałem: właśnie z tego powodu zawsze warto wracać do tego, co prawdziwe i sprawdzone. W świecie, gdzie każdy może podsunąć nam dowolną wersję wydarzeń – zwłaszcza w sieci – nie wszystko zasługuje na wiarę.
Patrzę teraz na zdjęcia z tamtego koncertu. Na scenie światła, muzycy, energia. W tłumie prawdziwe twarze, emocje, podniesione ręce. To nie są obrazy robione pod lajki. Nie ma tu filtrów ani komputerowych sztuczek. Jest wieczór, który naprawdę się wydarzył, i wspomnienie, które warto ocalić.
W takich chwilach nachodzi mnie pytanie, które powraca do mnie coraz częściej: czy w świecie zdominowanym przez social media można jeszcze ufać temu, co widzimy? Co czytamy? Ile z tego, co codziennie przewija się przez nasze telefony, to prawda, a ile – starannie skrojona iluzja, której jedynym celem jest, byśmy kliknęli, udostępnili, dali się złapać? Coraz częściej czuję, że to nie my kształtujemy obraz świata. Robią to algorytmy i portale, za którymi stoją ludzie, którzy zarabiają na naszej niewiedzy. Jestem przekonany, że chcą, byśmy jak najdłużej pozostawali w takim stanie.
Dlatego tym wpisem wracam do tamtego marcowego wieczoru. Do muzyki, zdjęć i emocji, które nie były wymyślone. Chcę je przypomnieć – sobie i innym – jako dowód, że wciąż istnieją momenty, których nie da się podrobić.
Bądźmy ostrożni. Patrzmy krytycznie. Dzielmy się z innymi tym, co autentyczne i godne zaufania. Bo prawda – nawet jeśli mniej efektowna od internetowych miraży – zostaje z nami na dłużej. I to ona ma wartość, której nie da się zmanipulować.
Zanim przejdę do szczegółowego opisania wszystkiego, muszę najpierw coś wyjaśnić. Na moim blogu pojawiają się różne osoby – są tacy, którzy regularnie zostawiają komentarze, podejmując zaproszenie do rozmowy, a są też tacy, którzy po prostu dzwonią. Dziś jednak, zamiast rozmowy czy komentarza, dostałem list. List od Czytelniczki, Agniechy. Wklejam go tutaj (wiem, bez zgody) i jednocześnie chcę na niego odpowiedzieć, bo porusza kilka spraw, które warto rozwinąć. Oto on:
————-
Darku,
czuję podobnie i szukam tego co prawdziwe.
Doszło do tego, że nie ufam temu co widzę. Przerobione zdjęcia „pod publikę i lajki”, zafałszowana uładzona rzeczywistość, którą dziwnie łatwiej jest przyjąć do świadomości, niż nie tak kolorową i monotonną/opatrzoną rzeczywistość. Ale czy taka jest? Perspektywa się zmienia. Zależy jak spojrzysz i czy spojrzysz. A może ludzie chcą żyć iluzją? Zaspokajając coś tylko wewnętrznie, z dystansu, z daleka, z nie wymagającej zaangażowania i otwarcia się odległości?
Można by bez końca tak… wszystko jest takie względne. Ludzie zachłysnęli się AI, tym co sztuczne. A to tylko narzędzie, niebezpiecznie wciągające narzędzie. Dopóki służy i dobrze jest wykorzystywane (etycznie, ku dobrym celom) – ok. Ale ludzka natura jest, jaka jest… Można się bać.
A zawrócić z tej drogi jest ciężko.
Zobacz, teraz już nawet gotówką jest coraz ciężej zapłacić. A bez konta to nawet wypłaty nie dostaniesz, pracować nie możesz.
Zazdroszczę Ci tego koncertu. Naprawdę. I dziękuję za pokazanie zdjęć.
Wpis, jak zwykle przemyślany i zatrzymujący. Dotykasz ważnych tematów.
Pozdrawiam.
————-
Agniecha, dziękuję Ci za Twoje słowa. Szczególnie uderzył mnie fragment, w którym piszesz: „doszło do tego, że nie ufam temu, co widzę.” To zdanie idealnie oddaje coś, co wielu z nas czuje, choć rzadko to głośno przyznaje. Żyjemy w świecie, w którym rzeczywistość fizyczna jest mocno spleciona z wirtualną. W sieci każdy z nas ma swoje alter ego – a niektórzy kreują je w taki sposób, by wyglądać „lepiej”, „bardziej atrakcyjnie”, czy „ciekawiej” niż w realnym życiu. Często jest to reakcja na własne słabości, sposób na zdobycie akceptacji czy większej ilości lajków. Ale w tym wszystkim pojawia się pytanie – po co? Czy ta pogoń za aprobatą nie oddala nas od tego, co prawdziwe i namacalne? Uważam, że tak.
Z drugiej strony, może dla niektórych ta iluzja jest potrzebna. Może to sposób na przeżywanie emocji z bezpiecznego dystansu, bez konieczności angażowania się i otwierania przed innymi. Tworzenie takiej perspektywy jest zawsze kwestią wyboru – można patrzeć i widzieć, albo patrzeć i nie dostrzegać niczego. I może właśnie o to chodzi w dzisiejszym świecie: by nauczyć się wybierać, co naprawdę warto widzieć, a co jest tylko kolejną warstwą cyfrowej fasady. Wszyscy mamy do tego prawo, ale to nasz wybór i co z tym zrobimy dalej.
Tak, można tak bez końca wymieniać, wypisywać, nawoływać, ale wśród odbiorców przeważają trzy reakcje: łatwość, blichtr, powierzchowność. I, niestety, niezdrowa fascynacja. Przywołujesz w swoim liście cyfrowe zabawy w tworzenie nowych obrazków – dla wielu to daje poczucie absolutnej władzy. Możliwości tworzenia czegoś z niczego, manipulowania rzeczywistością, a czasem całkowitego jej udawania. Jednak, jak sama zauważasz, jest w tym coś chorego, niezdrowego.
I wiesz, myślę, że z tym nie da się walczyć w sposób prosty. Większość ludzi jest leniwa i pójdzie najłatwiejszą drogą – w stronę sztucznych kreacji, złudzeń, tego, co świeci, ale jest puste. A ci, którzy nie pójdą tą drogą, znajdą inną – przejdą do podziemia, by tworzyć deepfake, fałszywe narracje, cyfrowe kłamstwa na jeszcze wyższym poziomie. Nie dla sztuki. Dla władzy, dla pieniędzy, dla poczucia, że mogą kogoś oszukać i być „lepsi”.
I nic z tym nie zrobimy, jeśli sami – jako społeczeństwo – nie zgodzimy się na coś, co dziś wielu by przeraziło: na potężny kij nad naszymi głowami. Na system, który kontroluje, pilnuje i karze. Pytanie tylko, czy wtedy nie staniemy się więźniami we własnym świecie?
Napisałaś o kłopotach z użyciem gotówki. W wielu miejscach patrzą na ciebie jak na dziwaka, gdy wyciągasz banknot. Niektórzy wręcz odmawiają przyjęcia, tłumacząc się „wygodą” albo „brakiem systemu”. Bez konta bankowego nie dostaniesz wypłaty, nie opłacisz rachunków, często nawet nie możesz podjąć legalnej pracy. Krok po kroku, powoli, świat zamyka nas w cyfrowej klatce, w której każdy nasz ruch jest śledzony, rejestrowany i analizowany.
Pesymistycznie patrząc – to dopiero początek. Jeśli zrezygnujemy z gotówki całkowicie, każda nasza transakcja będzie częścią większego systemu, który wie, kiedy, gdzie i na co wydajemy pieniądze. Wystarczy decyzja kilku osób na górze – i możemy zostać „odłączeni”. Bez dostępu do środków, odcięci od możliwości życia tak, jak do tej pory. Wszystko stanie się narzędziem kontroli.
A jednak… może w tym jest też jakaś nadzieja. Może ten kierunek wymusi na nas większą świadomość. Żeby przetrwać w takim świecie, trzeba będzie nauczyć się rozróżniać to, co prawdziwe, od tego, co jest tylko narzędziem manipulacji. Może więcej ludzi zrozumie, że wartość nie tkwi w kolejnych cyfrowych udogodnieniach, lecz w rzeczach, które nie dają się zapisać w systemach – w relacjach, w bliskości, w doświadczeniach, które nie potrzebują potwierdzenia kodem QR.
Być może to właśnie w tej cyfrowej pułapce pojawi się przebudzenie. Dla niektórych będzie to za późno, ale inni nauczą się wymykać, szukać wolności w tym, czego nie da się wcisnąć w tabelki, statystyki i wirtualne profile.
Mam nadzieję na przebudzenie, mocno w to wierzę. Będzie bolało – wiem. Skoro nie mogę sam się wyrzec wielu udogodnień, to każdego dnia uczę się z nich korzystać, dla siebie, dla mojej rodziny.
Dziękuję za Twoje słowa, tak bardzo się cieszę, że zdjęcia Ci się PODOBAJĄ!
Dariusz
Coraz bardziej wgłębiamy się w cyfrową rzeczywistość, która powoli zwalnia nas z myślenia i krytycznego spojrzenia na rzeczywistość. Płyniemy w tej bańce razem z nurtem, więc bez zastanowienia przyjmujemy wszystko “jak leci”, w tym iluzje, pozory, symulacje. Przerażające!
Serdecznie pozdrawiam