Wieczór, którego mogło nie być

Uczestniczyłem w koncercie, którego – jeśli wierzyć logice współczesnych trendów – właściwie nie powinno już być. Nie stadion, nie TikTok, nie ekran LED, a kameralna sala Akademii Muzyki PaSO. Nierealny, bo dziś rzadko już gra się dla kilkudziesięciu osób, a nie dla milionów. Nie hity z list przebojów, lecz filmowe pieśni z lat sześćdziesiątych, splecione z opowieściami, w których obraz pachniał celuloidem, a muzyka mówiła więcej niż słowne wodotryski gazetowych newsów.

10 maja o siódmej wieczorem wydarzenie „An Evening with Music of Komeda” nie było koncertem. Raczej spotkaniem z pewnym zanikającym sposobem myślenia o dźwięku i ciszy. Głos Grażyny Auguścik niósł w sobie echo historii, które Krzysztof Komeda pozostawił między nutami – opowieści kruchych, żywych do dziś, po równo wypełnionych czułością i niepokojem. Tego wieczoru Auguścik towarzyszyli znakomici muzycy: Vijay Tellis-Nayak (fortepian), Ethan Philion (kontrabas), John Kregor (gitara) i Jon Deitemyer (perkusja). A co najważniejsze, nie tworzyli tła, lecz równolegle prowadzili niezwykłą narrację – każdy z nich oddychał tą samą frazą.

W tamten sobotni wieczór Chicago, a przynajmniej tak mi się wydaje, że ten jego zakątek przy Elston Avenue, przypominało bardziej Łódź z któregoś z planów filmowych Polańskiego niż współczesne miasto. Wiatr znad ulicy delikatnie przyniósł coś z innego czasu, detal zapomnianego świata: obraz na celuloidzie, dźwięk bez korektora, spotkanie bez smartfona. Repertuar był wyborem starannym i znaczącym: „Matnia” (1966) z tekstem Wojciecha Młynarskiego, „Samotne wyspy serc” (1969), „Każdy szafę ma” z filmu Two Men and a Wardrobe (1958), fenomenalna ballada „Nim wstanie dzień” z Prawa i pięści (1964) – słowa Agnieszki Osieckiej, „W teatrzyku mej młodości”, a także wciąż poruszające „Ja nie chcę spać” z teatralnego Śniadania u Tiffany’ego (1965). Każdy z tych utworów był jak zakładka w bardzo starej księdze – znak, że coś kiedyś miało sens i swoją formę, której nie trzeba było nikomu wyjaśniać.

Komeda był artystą innego gatunku, posługującym się językiem muzyki w sposób refleksyjny i subtelny. Lekarz z dyplomu, poeta dźwięku z powołania. W 1968 roku wyjechał do Los Angeles, by pisać muzykę do Dziecka Rosemary. W grudniu tego samego roku, w wyniku nieszczęśliwego wypadku, doznał poważnego urazu głowy. Zmarł po kilku miesiącach śpiączki w Warszawie, 23 kwietnia 1969 roku – nie dożywszy nawet swoich 38. urodzin. Odszedł, zostawiając po sobie nie tylko dorobek muzyczny, ale i niepokojące pytanie: co jeszcze mógłby stworzyć, gdyby dano mu nieco więcej czasu?

Wieczór zamknęła pieśń, która nie pozostawiła miejsca na ciszę bez braw. Kołysanka z Dziecka Rosemary – w wersji z polskim tekstem Wojciecha Młynarskiego – zabrzmiała z zupełnie nową siłą. To nie była kołysanka. To była przestroga. Przez głos Auguścik przebiło się coś więcej niż tylko melodia – była tam groza świata, który stracił busolę, ale była też i czułość dla tych, którzy jeszcze próbują iść wbrew niemu.

„Świat to przekleństwo, wygrywa zły, dobry ginie… Dranie patrzą okiem złym, diabeł dzieci huśta im…” – słowa, które po ponad pół wieku zdają się być tak boleśnie aktualne. Zaśnij, maleństwo – mówiła muzyka – ale słuchacze wiedzieli, że świat się nie zatrzyma. Zapadła cisza, pełna wewnętrznego dyskomfortu. I było to świadectwem, że coś zostało wypowiedziane, zaistniało i nie sposób już tego odwołać.

Może właśnie po to był ten wieczór – by nie nostalgicznie wspominać, ale by przypomnieć, że muzyka Krzysztofa Komedy to nie tylko historia, lecz dziś jest to znak. Zapis chwili, w której sztuka nie boi się mówić prawdy – choćby nawet szeptem – bo wciąż są tacy, którzy potrafią go odczytać. Cierpliwie czekam na więcej.

Nie zatrzymuj się teraz — ta playlista dopiero się rozkręca.

0

Dołącz do naszej społeczności!
Z subskrypcją pokażę Ci jeszcze więcej ciekawych historii, które ożywią Twoje codzienne chwile. Każdy mój wpis to dawka inspiracji, wiedzy i dobrej zabawy – tak, jak ulubiona progresywna nuta, która dodaje energii i otwiera nowe horyzonty.

Nie zwlekaj – zapisz się już dziś i bądź zawsze na bieżąco z tym, co dla Ciebie przygotowuję.

Dołącz do naszej społeczności!
Z subskrypcją pokażę Ci jeszcze więcej ciekawych historii, które ożywią Twoje codzienne chwile. Każdy mój wpis to dawka inspiracji, wiedzy i dobrej zabawy – tak, jak ulubiona progresywna nuta, która dodaje energii i otwiera nowe horyzonty.

Nie zwlekaj – zapisz się już dziś i bądź zawsze na bieżąco z tym, co dla Ciebie przygotowuję.

Comments 2

  • Iwona Duszek05/12/2025 at 3:40 pm

    To był wieczór jak rzadki kamień, którego nie można ominąć a trzeba podnieść i przyjrzeć sie mu z bliska. Muzyka Krzysztofa Komedy spójnie i z rozmysłem wybrana przez Grażynę Auguścik, w jej jazzowej interpretacji nabrała nowego smaku i przy udziale towarzyszących jej znakomitych muzyków zrobiła ją jeszcze bardziej przestrzenną utwierdzając jej ponadczasowość. Kołysanka z filmu Rosemary’s baby poraziła swoją aktualnością i przenikała do szpiku kości. Ten efekt był nieomal fizycznie odczuwalny a świat metaforycznie rzecz ujmując, został rozdarty na strzępy przy pomocy dźwięków. To nie była fanaberia ale odpowiedź na to gdzie jesteśmy i gdzie dążymy.

    • Dariusz05/12/2025 at 3:44 pm

      Dziękuję Ci za ten piękny komentarz — cieszę się ogromnie, że nie jestem sam w tym odczuciu. A może właśnie teraz… nie jesteśmy już sami.
      Tak bardzo brakuje nam takich wieczorów, takich koncertów — szczerych, poruszających, prawdziwych. Dziękuję, że byłaś tam wtedy i że słuchasz tak uważnie.

  • Add Comment


    This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.