Najdroższa

Dzisiejszy wpis jest osobistą reakcją na to co, co miałem przyjemność przeżywać, obserwując przedstawienie zatytułowane „Najdroższa”, a przygotowane do wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i zaprezentowane przez aktorów „Teatr Nasz”.

Zupełnie nie wiedziałem, czego się miałem spodziewać po aktorach i samej sztuce, co mnie zaskoczy, a co nie. Może tylko pomyślałem sobie, że po raz kolejny w polonijnej interpretacji zabawią mnie narodowym spektaklem pokazowego cierpienia na cześć poległych? Może też, że staną ślicznie ubrani, jak podczas szkolnych akademii, w miłym dla oka makijażu i wyrecytują czasem poprawną polszczyzną, wierszy kilka i wręczą kwiaty żyjącym bohaterom? Nie ukrywam, że pomyślałem także i tak: może Andrzej Krukowski, jak zwykł to czynić i tym razem wymknie się wszelkim metodom szufladkowania? Wygląda na to, że nie ze wszystkimi swoimi domysłami tak do końca się myliłem.

Krzysztof Kamil Baczyński urodził się sto lat temu, 21 stycznia 1921 roku, a dorobek poetycki, w którego skład wchodzą nie tylko wiersze, lecz także poematy i opowiadania, pozostawił ogromny, a do tego był szczery aż do bólu. Trudno się jest więc dziwić, że tak często sięgano w Polsce po jego poezję w czasach gdy nie było krajowi jeszcze po drodze do NATO. Potem rozpoczęły się oceny, a co wrażliwsi czy to za  namową władzy, czy też sami z siebie, tworzyli spektakle, filmy oraz pisali wiersze, piosenki i opowiadania. Pewnie dlatego poezja Baczyńskiego cieszyła się takim wielkim powodzeniem w latach PRL-u, panowania komunizmu. Kiedy wszystko dookoła było tandetne i zakłamane, jego wiersze były prawdziwe.

Spektakl do wybranych wierszy Baczyńskiego przygotowali: reżyseria – Andrzej Krukowski, asystent reżysera – Aldona Olchowska, scenariusz, pomysł realizacyjny, kostiumy, charakteryzacja, rekwizyty i animacja – aktorzy Teatru Nasz, scenografia – Andrzej Krukowski, światło – Marek Łuckoś, dźwięk – Bartosz Kasza, realizacja TV – Bodzio Miler, Mitch Bochnak i Mirek Kierski, projekt plakatu – Lilianna Totten, redakcja programu – Aldona Olchowska, produkcja – AKRU PRODUCTION. Wystąpili: BASIA – Sara Krukowski, BYSTRA – Aldona Olchowska, ELŻBIETA – Katarzyna Żytkiewicz, KRZYSZTOF – Bartosz Kasza, LUSIA – Magdalena Miśkowiec, PODGÓRA – Iwona Szewczyk, POLA – Lilianna Totten, RZEŚKA – Gosia Duch, SZCZERBA – Andrzej Krukowski, WERA – Agnieszka Sarrafian oraz gościnnie: Ania Włoch i Sonia Włoch.

Zacznę od tego, że sztukę zaplanowano na kilka sekwencji, podzielono na stacje, na których wierszami opowiadano pewną historię, choć nie moją, to jednak zaproszono mnie do uczestnictwa w niej — zaproszenie przyjąłem.

Stacja pierwsza. Słowa.

Astronomia świata poezji zamknięta w wierszach Baczyńskiego przez lata klepana w szkołach, w opracowaniach wszelkiej maści autorów, obrosła w tłuszczyk braku zrozumienia, stała się płaska i nieciekawa. Jej ciało poezji, obdzierane ze skorupy braku zrozumienia i trudności w interpretacji, a odkrywane na nowo przez zespół Lao Che, Zbigniewa Hołdysa lub Grzegorza Turnaua zaczyna uchylać rąbka tajemnicy, rzuca światło na tajemnicę schowaną przed naszym wzrokiem za wielkimi drzwiami historii, tajemnicę zdobną słowami katastrofizmu i erotyki Baczyńskiego. Ta część spektaklu najmniej do mnie przemówiła, przywołując raczej wspomnienia szkolnych klasówek z języka polskiego. Najmocniej w pamięci zapadła mi scenografia. Coś może z teatru śmierci Kantora, same przedmioty, bo jeśli mamy szczęście to czasem tylko one po nas pozostają.

I topniejemy z wolna. Nie patrzmy sobie w oczy
na drugi dzień. Znów człowiek utopił się w nocy.
To nie jest smutek wiary. To serca tak siwieją

Stacja druga. Cienie.

Człowiek w poezji jest wdzięcznym tematem, ale wyeksploatowanym, na różne sposoby odmienianym w tysiącach utworów. Wydaje się, że najmniej dotykanym obiektem naszej egzystencji jest cień, który nieodłącznie towarzyszy nam na każdym kroku życia, od chwili narodzin do dnia śmierci. Często dostrzegany jako posłaniec do żywych, przewodnik dla zmarłych i wskazujący kierunek naszej pamięci. Cień jawi się więc jako byt autonomiczny, a ten, kto opanuje sztukę opowiadania nim, stanie do walki z tymi, którzy tego nie rozumieją. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy za półprzeźroczystą taflą szkła ujrzałem narodziny Ziemi, a później początek i koniec. Wybiła godzina 5. Coś niebywałego i na tym skrawku teatralnej sceny, zupełnie niespotykanego.

I jęli ciebie cieśle orać
i ryć cię rylcem u korzeni,
żeby twój głos, twój kształt odmienić,
żeby cię zmienić w sen upiora.

Gdzieś po drodze. Przysięga.

Po wyjściu z korytarza wszedłem do obszernego pokoju łączącego kolejne sceny, czegoś na wzór recepcji, miejsca zawieszonego pomiędzy tym co realne a tym co już nie, miejsca, gdzie oczekuje się na wydanie ważnych dokumentów. Tu stały też trumny, przykryte i lekko oświetlone, a powstańcy złożyli przysięgę. Jest taki obraz wielkiego, fińskiego symbolisty Hugo Simberga, zatytułowany „Ranny anioł”. Historia tytułowego anioła z tego płótna, wykorzystana w masowej kulturze była już wielokrotnie. Np. bardzo sobie cenię wizję zespołu Nightwish w teledysku „Amaranth”. Piszę o tym nie bez kozery bowiem tam też, w tym przedpiekle, bo czymże było Powstanie Warszawskie, istnym Limbo, taki anioł spoczywał na noszach. W taki sposób zbudowanej symboliki można tam było znaleźć jeszcze więcej. Ufam, że wprawne oko widza, w zapadającym zmroku potrafiło wyłowić o wiele więcej tych symbolicznych paraboli.

Zbyt jest trudno wrócić do was młodym, żywym,
zbyt jest trudno…
łatwo zostać bohaterem…

Stacja czwarta. Przyśpieszenie.

Historia tego i każdego innego czynu zbrojnego na zawsze i nierozerwalnie wpisana jest w życie osób, w które uderza nie oczywistością swego zaistnienia. I czuć się można szczęśliwym, jeśli pozostawi po sobie jakieś drobne materialne wspomnienia, gorzej jeśli te wspomnienia odejdą wraz z tymi, którzy je spisywali. Stare rodzinne fotografie, telefon, który nie zadzwoni, a w pokoju obok sanitariuszka stara się uratować to, co przecież od samego początku ma w sobie zaszyte ziarno śmierci. To chyba jest właśnie ten fenomen wierszy Baczyńskiego. Skupiał w sobie najszlachetniejsze cechy, do których tęskni się nawet dziś, pisał dla tych z przyszłości. Tu też rozpoczyna się przyśpieszona podróż w czasie i przestrzeni, trzeba się śpieszyć, to filia w najdoskonalszej postaci, życie, miłość, śmierć i nieśmiertelność. Eschatologia wypełnienia.

Albo cheruba nazwij
i uczyń mocom nazwy
i uczyń z niedojrzanych
wrzące sokiem obrazy
i rzeknij: niech się stanę

Stacja piąta. Kanał.

Pośpiesznie i ostrożnie, przy nikłym świetle, schodami w dół. Prosto w ciemność, która za moment zostanie rozerwana śpiewem, znanymi słowami Czarnego Anioła, zresztą fragmenty piosenek wykonywanych przez Ewę Demarczyk pojawiały się podczas spektaklu kilkukrotnie. Słyszę kapiącą wodę, jaki to komfort, że jestem widzem. Przez właz, po drabinie, z góry schodzą aktorzy. Poranieni, brudni i zgnębieni, matka, która straciła dziecko i młodzi zakochani. Wszystko to razem, aktorzy, scenografia, plusk kapiącej wody, dźwięki zawodzących samolotów i skrzeczące karabiny sprawiało, że mogłem i poczułem się przez chwilę nieswojo. To uczucie może w przyszłości sprawić, że młodzi widzowie tego spektaklu, będą mogli na przemian, poznać smak zwycięstwa i gorycz porażki, dowiedzieć się, czym jest męstwo, prawdziwa przyjaźń, wielka miłość i szacunek.

Trze­ba umieć lu­dzi po­ko­chać,
je­śli nie ogień, usta­mi wy­rzu­cać ja­sność,
ży­cie jak gra­nat wy­bu­cha,
wy­bu­chło, zga­sło.

Stacja szósta. Wypełniło się.

Wydaje mi się, że ostatnie przejście, z ciemnych kanałów do biblioteki, to mówienie o miłości, a pozowanie do wspólnego zdjęcia jest niczym innym jak nadzieją w lepszą przyszłość. Wspominanie tych, którzy odeszli, by pamiętać o tych, którzy się jeszcze narodzą, miało przynieść nadzieję, pomóc przejść z ciemności do jasności, ukazać zwycięstwo dobra nad złem. Tak mi się wydaje jeszcze dziś, po kilku dniach od premiery, ale przecież mogę się mylić, bo może był tam ktoś inny? Tak właśnie! Była tam Szechina, którą gdyby by tak rozebrać do naga, zedrzeć z niej całą religijność tych i tamtych, to się okaże, że jest w nas ludziach, coś więcej niż tylko pęd do zagłady. To niewytłumaczalne, bezsensowne cierpienie, bez racjonalnego wytłumaczenia, które bez żadnej racji odbiera życie, okalecza, pozostawia samotnych. Jest w nas coś więcej. Warto zaufać słowom poezji.

cia­ła i gro­by – za cięż­kie – stę­ża­łe bry­ły mo­zo­łu,
dym, pło­mień nad nami wy­kwi­ta.
Cier­pie­nie to kula, koło,
rzeź­bi, lecz to­czy się do­kąd?

Przez tę sztukę się przepływa. Oglądając ją, miałem wrażenie, że udało mi się znaleźć w innym miejscu, w innym czasie. Z wielkim zainteresowaniem przyglądałem się strojom aktorów, ich gestom, zachowaniom, dostrzegając w nich drobne łączniki z przeszłością. Przy tej okazji przypomniała mi się taka moja historia sprzed dwudziestu laty. Zwiedzając Navy Pier, jego ukryte kawiarenki i sklepiki, natrafiłem na tajemnicze drzwi z wielkim napisem Chicago 4D, byłem bardzo ciekaw tego co za nimi się kryło. Tam, zaproponowano mi podróż w czasie. Film brał swój początek gdzieś w czasach prehistorycznych i otoczony dinozaurami czułem na ciele powiew gorącego powietrza przy uderzeniu w Ziemię ogromnej asteroidy. Czułem krople wody gdy gaszono wielki pożar miasta i czułem drżące krzesło gdy nad nim przelatywałem. To wszystko dopełniało całości. Przechodziłem też z sali do sali, gdy zepsuł się silnik pojazdu.

Te wspomnienia powróciły do mnie na nowo, gdy zdałem sobie sprawę, że jestem tak blisko aktorów, że uczestniczę w spektaklu, że przenoszą mnie oni na kilka chwil do Warszawy, do kanałów, a poezja Baczyńskiego zaprasza do podróży w głąb siebie, do zadania sobie kilku niewygodnych pytań. W przedziwny sposób trafiłem z Chicago w sam wir dramatycznych wydarzeń, a przecież sam na to się zdecydowałem. Łatwo jest podczas szkolnej akademii deklamować wiersze o powstaniu, trudniej jest nimi prawdziwie zainteresować publiczność. Łatwo jest odpalić race, drzeć się słowami hymnu, do końca, aż do bólu gardła! Łatwo jest ostrzyc krótko włosy i przekrzyczeć 94-letnią kobietą. Trudniej jest jednak się wyciszyć, a grą aktorską przywołać tamten czas. Zespołowi Teatr Nasz, to trudne zadanie, moim zdaniem, się powiodło.

…przebudź się, jesteś wolny / zbudź tylko słuch…

15
This field is required.

Zapraszam do dołączenia do grona moich subskrybentów!
Dzięki temu zyskasz dostęp do jeszcze większej liczby fascynujących historii, a ja będę mógł kontynuować pracę, dostarczając Ci treści na najwyższym poziomie. Nie przegap żadnego z moich wpisów, które dostarczą Ci wiedzy, inspiracji i rozrywki. Zapisz się już dziś i dołącz do grona moich Czytelników! Zapraszam Cię serdecznie.

Comments 2

  • Ultra01/09/2022 at 2:17 pm

    Przepiękna, rzeczowa i emocjonalna recenzja. Proszę przyjąć mój podziw.
    Zasyłam serdeczności

    • Dariusz01/09/2022 at 2:33 pm

      Łatwo nie było w zimnych, nieogrzanych pomieszczeniach, lecz to pewnie jeszcze bardziej „podgrzało” efekt końcowy. Fajnie, że jesteś.

  • Add Comment

     

    This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.