Wakacyjna fota

Wakacyjna fota to popularne określenie wspomnień słonecznej kaniukuły, coś co nie ma większego wyrazu artystycznego. Ocieka za to, wspomnieniami miejsc, ludzi i zdarzeń. Takie wakacyjne foty mam i ja.

Zdarza mi się, jak i zapewne wszystkim, że podczas dalekich podróży umysł zapada w stan wakacyjnego ni to odrętwienia ni to zrelaksowania. Nie zastanawiam się wówczas nad ujęciem, nie jest ono ani przemyślane ani ciekawe. Dominującym elementem kadru jest wówczas rodzaj wspomnienia miejsca i czasu. W przyszłości ma taka fota posłużyć jako forma przypomnienia, detalu z przeszłości, który niczym katalizator zapoczątkuje ciąg wspomnień.

Tegoroczna podróż, po obejrzeniu tego co zdążyło się utrwalić na karcie pamięci, nie należała do wyjątków. Wśród setek uformowanych światłem i cieniem obrazów, wiele wrzuciłem do katalogu z napisem wakacyjna fota. Poleżą tam do dnia gdy wyda mi się odpowiednie by po nie sięgnąć. Jednak na jednym z nich dostrzegłem coś wielce niepokojącego.

Posiadam pewne zasady do których złamania nie sposób jest mnie zmusić. Służą one bezpieczeństwu moich bliskich, znajomych, a i ochronie samego sprzętu którym się posługuje. Ci którzy mnie znają zapewne wiedzą co mam na myśli. Po pierwsze, wielkie czarne body aparatu z podpiętym doń jeszcze cięższym obiektywem naprawdę może zmęczyć trzymającą go rękę, zatem nikomu go o tak nie podaję. A po drugie, niejedna osoba jest w stanie szybko się zniechęcić do użycia aparatu patrząc jedynie na poziom jego technologicznego zaawansowania. Dobrze czuję się sam ze sobą, większość moich fotograficznych szlaków przemierzam jedynie w towarzystwie aparatu. Mało prawdopodobne wydaje mi się, aby ktoś mógł go używać za moją zgodą lub pod moją nieobecność.

Jakież więc było moje zdziwienie i zaniepokojenie zarazem, gdy po zgraniu do komputera zacząłem przeglądać wakacyjne foty i na jednej z nich dostrzegłem siebie fotografującego anioły na jednym z odwiedzonych cmentarzy!

3

Comments 4