Wiersz 06

Na jednym ze społecznościowych portali nominowany zostałem do wzięcia udziału w mądrej zabawie, dziękuję Halinko! Na przekór otaczającej nas selfikowej rzeczywistości przez siedem kolejnych dni mam przedstawić wiersz, każdego dnia inny, a do tego wytypować jedną osobę do uczynienia tego samego na swojej „ściance”. Wyzwanie przyjąłem bowiem pomysł to przedni choć nie wiem jak długo wytrzymam, a i nikogo typować nie zamierzam.

Wyjątkowa kobieta z poprzedniego wpisu nie zawsze pasowała fanom świeżego, górskiego powietrza i tzw. muzyki łatwej szczególnie pieśni o malinowej dziewczynie. Dzień szósty wspaniałej zabawy uważam za rozpoczęty.

W drodze do Damaszku Szaweł napotkał Jezusa. Powiadają, że nawrócił się pojmując lub rozumiejąc różnicę pomiędzy ciszą, a krzykiem. W drodze do Damaszku, oddalone od niego o niecałe 260 km, położone jest miasto Khan Shaykhun. 4 kwietnia w ataku chemicznym zginęły tam bezbronne osoby w tym dzieci. Na rozkaz prezydenta USA 6 kwietnia stacjonujące we wschodnim rejonie Morza Śródziemnego okręty floty amerykańskiej zaatakowały pociskami Tomahawk bazę lotniczą z której prawdopodobnie 2 dni wcześniej wystartowały samoloty, dokonując ataku chemicznego. Będzie więc krótko, bowiem czasu pozostało niewiele. Temat pachnący młodością, dziewczęcym ciałem nieskromnie okrytym, obcy czytelnikom nie jest. Szóstego dnia poezja niech ciałem się stanie, pachnącym latem i do tego niespotykaną czułością. Uznany za najbardziej nowatorską, najoryginalniejszą i najbardziej skrajną indywidualność twórczą literatury polskiej XX wieku Bolesław Leśmian (1877 – 1937) „W malinowym chróśniaku…”

W malinowym chróśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś naoślep skrwawione ich sokiem.

Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory,
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.

Duszno było od malin, któreś, szepcząc, rwała,
A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,
Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni
Owoce, przepojone wonią twego ciała.

I stały się maliny narzędziem pieszczoty
Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całem niebie
Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie,
I chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty.

I nie wiem, jak się stało, w którem okamgnieniu,
Żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła,
Porwałem twoje dłonie — oddałaś w skupieniu,
A chróśniak malinowy trwał wciąż dookoła.


Fragment użytej grafiki jest autorstwa Zdzisława Beksińskiego.
Pochodzi najprawdopodobniej ze zbiorów Muzeum Historycznego w Sanoku.

0

Add Comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.