Mike

Okej, zatrzymaj się na chwilę. Tak, Ty – scrollujący w nieskończoność Facebooka, z jednym okiem ustawionym na memy, a drugim na polityczne dramy. Zadam Ci jedno pytanie: czy kraj może funkcjonować bez głowy? Nie chodzi mi o to, czy prezydent się dobrze prezentuje na konferencji. Pytam serio – czy da się prowadzić państwo bez głowy? Bez myślenia? Bez wizji?

Aby odpowiedzieć na to proste pytanie, pozwól, że przedstawię Ci Mike’a. Mike był kurczakiem, żył od 20 kwietnia 1945 do 17 marca 1947. Był zwykłym kurczakiem, do czasu aż… odcięto mu głowę. Zamiast umrzeć – przeżył. Długo żył, aż 18 miesięcy. Chodził, machał skrzydłami, próbował żyć. Dlaczego? Bo zostało mu trochę pnia mózgu – akurat tyle, żeby oddychać, przełykać i nie paść od razu. Karmiono go strzykawką, czyszczono tchawicę. I tak sobie istniał, trochę jakbyśmy dziś powiedzieli – zombie. Dopóki się nie udusił. W hotelu. Bo obwożący go po targach opiekun, zapomniał zabrać ze sobą strzykawkę do karmienia.

Brzmi absurdalnie? Jasne. Ale teraz wyobraź sobie, że społeczeństwo może działać podobnie. Że ktoś odcina mu głowę – odbiera edukację, kasuje niezależne media, ścina debatę publiczną. Wprowadza jedną słuszną wersję historii, jednej partii, jednej wizji. Ludzie jeszcze „chodzą”, „głosują”, „decydują”. Ale tylko z pozoru. Tak jak Mike. Bez wolnego myślenia, bez krytyki, bez refleksji. „Dychają”, choć przecież nie żyją naprawdę.

Wówczas wybierają sobie „przywódcę”. Ale to nie głowa – to kukiełka. Pusta figura, bez kręgosłupa, bez odwagi, bez planu. Idealnie pasuje do społeczeństwa, które nie chce lub nie potrafi myśleć samodzielnie. Takie państwo działa, lecz nie rozwija się. Istnieje, ale nie żyje. I jak Mike – potrzebuje strzykawki z pokarmem. Instrukcji. Opieki. Bo samo nie umie już oddychać.

A co się dzieje, gdy zabraknie kogoś, kto poda tę symboliczną strzykawkę? Gdy zabraknie niezależnych szkół, nauczycieli z pasją, dziennikarzy, którzy nie boją się zadawać trudnych pytań? Mike się dusi. Społeczeństwo też.

Na internetach gównoburza wylewa się ze szklanek. Jedni krzyczą tak, a drudzy nie, lub w zupełnie dowolnej kolejności. Potem kłócą się pod postem o każdy skrawek słowa, wysyłają do lekarza, że bez pomysłu, że tylko jedna racja, że zachować, że już za późno, kochać, wiara, szabla, honor, jeden kraj…

Ciało porusza się, stąpa twardo, chodzi do pracy, zarabia i przynosi pieniądze na zupę. Głowy nie ma, są dekrety. Nie ma też potrzeby podziału na to co dobre i na to co złe. Jedna wspólna sprawa – walczyć z obcymi i głośno się modlić, jakby to miało nas zbawić.

W lodówce światło jeszcze działa, jajek nie ma, a mleko już kwaśne. Na półce kromka chleba z wczorajszego święta – nie wiadomo którego, bo święta teraz są tylko przypomnieniami z aplikacji: przychodzą, migają, znikają. Pamięć też się zresetowała. Na ścianie kalendarz z uśmiechniętym kotkiem, aniołkiem i plamą po sosie.

Ludzie rozmawiają jakby przez szybę – niby coś mówią, ale słów nie słychać, tylko echo intencji, domysły i pełen wachlarz emoji. Emocje ubrały się w czarne swetry i siedzą w kącie. Od czasu do czasu jedna przed kamerami strzela sobie w głowę, a druga wstaje i przypomina, że kiedyś się śmialiśmy.

Dzień się kończy. Znowu. Dokładnie tak samo jak wczoraj. Dziś odrobinę bardziej niewidocznie. Słońce zachodzi bez fanfar, bez złotych filtrów z Instagrama, bez lajków pod zdjęciem. Po prostu znika – jak wszystko inne.

W Indiach mówi się, że człowiek jest jak ogród – jeśli nie podlewasz, uschnie. Wolność myślenia to ta woda. Jeśli jej zabraknie, zostaje tylko pusta skorupa – cień życia, nie życie.

Serce jeszcze coś tam bije, choć bardziej z przyzwyczajenia niż z przekonania. Zegar tyka nie po to, by odmierzać czas, ale by nie zaległa zupełna cisza. Nie chcę żyć w kraju, który tylko „dycha”. Chcę kraju, który myśli. Który dyskutuje, kłóci się, uczy się i zadaje pytania. Chcę, żebyśmy zrozumieli, że głowa państwa to nie dekoracja. A społeczeństwo bez szkół, edukacji, różnorodności i prawa do myślenia – to kurczak bez głowy. Może i chodzi. Tylko jak daleko zajdzie?

Nie zatrzymuj się teraz — ta playlista dopiero się rozkręca.

Mike

Okay, stop for a moment. Yes, you – endlessly scrolling through Facebook, one eye on memes, the other on political drama. Let me ask you a simple question: can a country function without a head? I’m not talking about whether the president looks good at a press conference. I mean seriously – can a nation be run without a head? Without thought? Without vision?

To answer that, let me introduce you to Mike. Mike was a chicken. He lived from April 20, 1945, to March 17, 1947. He was just an ordinary chicken, until… someone chopped off his head. And instead of dying – he lived. For 18 whole months. He walked, flapped his wings, tried to go on. Why? Because a sliver of his brainstem remained – just enough to breathe, to swallow, to not keel over immediately. They fed him with a syringe, cleared his windpipe. And so he existed – more like what we’d now call a zombie. Until he eventually choked. In a hotel. Because his handler, who paraded him around at fairs, forgot the feeding syringe.

Sounds absurd? Sure. But now imagine that a society can function the same way. Someone cuts off its head – takes away education, erases independent media, silences public debate. Replaces history with a single official version, a single party, a single truth. People still “walk,” “vote,” “decide.” But only on the surface. Just like Mike. No free thought, no critique, no reflection. They “breathe,” but they’re not truly alive.

And then, they choose a “leader.” But it’s not a head – it’s a puppet. A hollow figure, without spine, without courage, without a plan. A perfect match for a society that doesn’t want or know how to think for itself. Such a country might function, but it won’t grow. It exists – but it doesn’t live. And like Mike, it needs a syringe. Instructions. Supervision. Because it can’t breathe on its own anymore.

And what happens when no one is left to offer that symbolic syringe? When there are no independent schools, no passionate teachers, no journalists brave enough to ask the hard questions? Mike suffocates. So does society.

Online, a storm of nonsense spills from every glass. Some shout yes, others no – or in completely random order. Then they fight in the comments over every single word, send each other to therapy, argue that there’s only one truth, that it’s too late, that we must preserve, love, believe, fight with swords, honor one country…

The body moves, steps firmly, goes to work, earns money and brings it home for soup. There is no head – only decrees. No more dividing right from wrong. One common cause remains – fight the outsiders and pray out loud, as if that alone could save us.

The fridge light still works, but there are no eggs, and the milk is sour. On the shelf, a slice of bread from yesterday’s holiday – whichever one that was, because holidays now only exist as app notifications: they pop up, blink, disappear. Memory has been wiped clean too. On the wall, a calendar with a smiling kitten, a little angel, and a stain from tomato sauce.

People speak as if behind glass – they say something, maybe, but you can’t hear the words. Only echoes of intentions, guesses, and a full set of emojis. Emotions put on black sweaters and sit in the corner. Now and then, one of them shoots itself in the head on camera, and another stands up to remind us that we used to laugh once.

The day ends. Again. Just like yesterday. Only a little more invisibly. The sun sets without fanfare, without golden Instagram filters, without likes under a photo. It just disappears – like everything else.

In India, they say that a person is like a garden – if you don’t water it, it withers. Freedom of thought is that water. Without it, all that’s left is an empty shell – a shadow of life, not life itself.
The heart still beats – but more from habit than from conviction. The clock ticks not to mark time, but to avoid complete silence.
I don’t want to live in a country that merely “breathes.” I want a country that thinks. That debates, argues, learns, and asks questions.
I want us to understand that the head of state is not just decoration.
And a society without schools, without education, without diversity and the right to think – is a headless chicken.
Sure, it still walks.
But how far can it really go?

0

Dołącz do naszej społeczności!
Z subskrypcją pokażę Ci jeszcze więcej ciekawych historii, które ożywią Twoje codzienne chwile. Każdy mój wpis to dawka inspiracji, wiedzy i dobrej zabawy – tak, jak ulubiona progresywna nuta, która dodaje energii i otwiera nowe horyzonty.

Nie zwlekaj – zapisz się już dziś i bądź zawsze na bieżąco z tym, co dla Ciebie przygotowuję.

Dołącz do naszej społeczności!
Z subskrypcją pokażę Ci jeszcze więcej ciekawych historii, które ożywią Twoje codzienne chwile. Każdy mój wpis to dawka inspiracji, wiedzy i dobrej zabawy – tak, jak ulubiona progresywna nuta, która dodaje energii i otwiera nowe horyzonty.

Nie zwlekaj – zapisz się już dziś i bądź zawsze na bieżąco z tym, co dla Ciebie przygotowuję.

Comments 4

  • Ultra07/09/2025 at 4:18 pm

    Przerażająca wizja współczesności. Przeraźliwie prawdziwa i wciąż aktualna. Kraje bez głowy widać wszędzie, ale dyrektywy się piszą, więc pozornie państwo doskonale funkcjonuje, co zresztą słychać po krzyku, wygrażaniu, czy nocnych schadzkach na knucie. Znaczy strzykawka działa, ale jak i na jak długo, a co potem, kto się nad tym zastanawia, pewnie takich przejmujących się coraz mniej. To widoczne przy wyborach, stąd trwoga, niepokój i lęk, co z nami, co dalej.
    A te wyjątkowe fotografie czarno-białe wpasowane w smutny temat również wzmacniają moje przerażenie.
    Zasyłam pozdrowienia

    • Dariusz07/09/2025 at 6:46 pm

      Jakoś smutno się zrobiło, tak zwyczajnie – od serca.
      Nie sądzę, byśmy mieli monopol na prawdę, na wiedzenie wszystkiego. Ale coś… coś jest głęboko nie tak. Aż boli.
      Wszyscy gdzieś pędzą, każdy zajęty, nikt nie ma czasu. A ci bez głowy już nawet nie patrzą na tego biedaka z kadłubkiem, który ledwo przebiera nóżkami.
      Jedni chcą w tył, drudzy w przód – i ani śladu równowagi. Brakuje wspólnego tonu, a nade wszystko – chęci, by spokojnie porozmawiać.
      Została tylko „strzykawka”. Jakby to ona miała ostatnie słowo we wszystkim, w życiu, w rodzinie, w przyjaźni.
      Dziękuję, że tu jeszcze zaglądasz.

  • Ultra07/12/2025 at 4:17 pm

    Zaglądam, ponieważ jako jeden z nielicznych, sprawiasz, że człowiek przystaje i zastanawia się, dokąd pędzi ten świat bez głowy za to po równi pochyłej cały czas w dół mimo dostępu do wiedzy i mimo rozwiniętej techniki, dążymy do wojen, konfliktów, zagłady, bo jednak to nam wychodzi najlepiej, takie też podejmujemy wybory, że trepki z nóg spadają. Co z nami nie tak, że strach i przerażenie na tym świecie nie odpuszcza? W tej niby kulturalnej Europie wrze, konflikt za konfliktem, tyrani na stanowiskach, masa pieniędzy idzie na zbrojenia. Gdzie tu rozum, rozsądek, konsensus? Czarno to widzę…

    • Dariusz07/12/2025 at 6:12 pm

      Bardzo cenię Twoje słowa – za to, że nie są puste, nie są lakoniczne jak u wielu komentatorów. Czasem ktoś rzuci jedno zdanie, postawi kropkę i tyle. Najczęściej nie mówi nic. Są tacy – i to w pełni zrozumiałe – którzy po prostu dzwonią. Ty jednak potrafisz napisać coś więcej niż tylko obowiązkową formułkę. I co ważniejsze – potrafisz napisać w temat. Dziękuję Ci za to.

      Co do moich ciągotek politycznych – sam nie wiem. Wciąż się szarpię, wciąż się waham. Ale jedno wiem na pewno: widzę różnicę. W jakiej sprawie, zapytasz? Ano w tej – między zwykłym złodziejem, który okrada mnie podczas internetowych zakupów, a kimś, kto wydaje pieniądze, zatrudnia ekspertów, żeby dobrać się do mojej głowy, zmanipulować mnie, zamknąć w bańce informacyjnej, nasączyć ją tylko jedną opcją. Złodziej to po prostu złodziej. Ale ten drugi? Ten, co z uśmiechem, profesjonalnie i z wyrachowaniem gra moimi emocjami – to jest dla mnie coś o wiele gorszego. To jest obrzydliwe.

      Żyjemy po dwóch stronach oceanu, na różnych kontynentach – a jednak dziwnie podobnie czujemy. To, co piszesz na swoim blogu, dotyczy kraju, w którym mieszkam… ale jakby dotykało też mnie. Mam wrażenie, że z moimi wpisami jest podobnie – lokalne, a jednak uniwersalne.

      Łączy nas coś więcej niż miejsce. Łączy nas strach. Obawa. Smutek. To ogromne, niegasnące zdziwienie wobec tego, co przed nami – a może już nie przed nami, tylko przed naszymi dziećmi, wnukami, tymi, których kochamy.

      I powiem Ci zupełnie szczerze – jest mi z tego powodu po prostu smutno. Tak po ludzku. I czuję się w tym wszystkim coraz częściej… samotny.

  • Leave a Reply to Dariusz Cancel reply


    This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.